Wykąpałem się i myślę co ze sobą zrobić. Jest około 10:00 czasu miejscowego czyli 4:00 w Polsce. Spać się chce, ale jeżeli teraz się położę to obudzę się wieczorem i cały dzień w łeb, a poza tym nie będę mógł zasnąć w czasie ich nocy. Postanowiłem uciąć sobie krótką drzemkę i resztę dnia się przemęczyć, ale za to będę miał z głowy zmianę czasu. Nastawiłem sobie budzik na 12:00 czasu lokalnego. Ciężko było wstać ale po około godzinie wyszedłem z hotelu. Na pierwszy dzień nie zakładałem żadnego ambitnego planu. Świątynia Nieba, a później pokręcić się po okolicy. Kiedy wchodziłem do metra czułem się jak bym pół życia tam spędził i wszystko wiem. No i pokarało mnie. Przejechałem o jedną stację za daleko, ale za to miałem okazję przespacerować się ulicami Pekinu takimi powiedziałbym mniej turystycznymi. W napotkanej budce kupiłem kilka placków z jakimś mięsnym nadzieniem, usiadłem sobie na schodku i obserwowałem codzienne życie mieszkańców. Ruch uliczny, rozkładanie stoisk z warzywami, zabieganych mieszkańców. Chłonąłem te widoki jakże inne od naszych europejskich.
Po jakimś czasie niespiesznie poszedłem do Świątyni Nieba. W sumie jeśli chodzi o architekturę było tak jak się spodziewałem. Znane ze zdjęć charakterystyczne bogato zdobione chińskie budowle o spadzistych dachach. Co mnie trochę zaskoczyło to ogromna przestrzeń otaczającego parku oraz to ile budowli się tam znajdowało. Udało mi się też spotkać mnichów – był to jedyny raz kiedy w tym kraju widziałem osobę duchowną. Ale, ale... jest ktoś kto zakłóca ten błogi spokój świątyni, w której powinno raczej oddać się medytacji i jest to, a raczej są ... tak dobrze myślicie to wrzeszczący Chińczycy. Jest tam cała masa zorganizowanych grup, które prowadzą przewodnicy mający megafony. Każdy z nich brzęczy po Chińsku na pełen regulator, a gdy spotka się kilka takich grup w jednym miejscu jazgot jest nie do zniesienia. Ponadto na pierwszy rzut oka od razu widać że są to ludzie z prowincji, których zachowanie dalekie jest od norm przyjętych u nas. Sołtys dostał pewnie polecenie z partii że ma zawieźć wzorowych przodowników pracy na wycieczkę do miasta no to pojechali. Ubrani w jednakowe czapki żeby się nie pogubili, bo pierwszy raz w dużym mieście idą w kolumnach kompletnie nie interesując się tym gdzie są. Ale jak tylko jest chwila że ich spuszczą z oka to zaraz wszyscy grają w karty, palą papierosy (i to na potęgę, palą wszyscy, mężczyźni, kobiety, dzieci) i plują. Z tym pluciem to na początku parę razy aż mnie wmurowało. Później trochę się przyzwyczaiłem, ale przez cały czas jakoś nie mogłem się z tym oswoić. Bo to nie jest zwykłe splunięcie tylko wyobraźcie sobie takie charczenie, zbieranie gdzieś tam z zakątków płuc takiej zielonej flegmy i wyplucie tego na środku chodnika wprost pod stopy innych. I tak robią wszyscy przez cały czas. Wiem – obrzydliwe. Ma to co prawda swoje uzasadnienie w tym że Chiny w bardzo dużej części są krajem pustynnym i piach nawiewany właśnie z tej pustyni podrażnia drogi oddechowe, a oni w ten sposób je oczyszczają, no ale można to robić w jakiś bardziej cywilizowany sposób.