Przeszło tydzień spędzony w Albanii na błogim lenistwie minął bardzo szybko. W sumie Albania nie powala, ale myślę że za kilka lat to się zmieni. Jadąc do granicy z Grecją czasami jedziemy wąskimi, krętymi dróżkami spotykając na nich najróżniejszy inwentarz, a czasami pojawia się znikąd szeroka dwupasmówka. Na granicy w Kakavia przed nami kilka aut, ale idzie sprawnie. Po wjechaniu do Grecji czujemy się jak w domu. Mamy okazje przyjrzeć się wioskom z dala od tras turystycznych, jak wygląda prawdziwa Grecja. Po jakimś czasie wjeżdżamy na autostradę i od Janiny do Weroi kilometry ubywają bardzo szybko. Nowa droga w doskonałym stanie z bardzo dużą ilością tuneli. Nie wiem czy zaniechano poboru opłat, czy dopiero budują budki, ale kilka razy mijaliśmy place jakby do tego przygotowane, a zapłaciliśmy tylko za jeden odcinek autostrady. W Weroi zjeżdżamy do Werginy. Chcieliśmy zobaczyć grobowce Filipa Macedońskiego i muzeum ale upał był tak niemiłosierny że po przejściu się z parkingu po 15 minutach wróciliśmy. Jedziemy dalej do Nei Pori. Tak, to tam byliśmy już dwa razy i uważamy tą miejscowość za najlepszą na riwierze olimpijskiej. Zajeżdżamy około 14:00. Po wypakowaniu mamy jeszcze czas iść na plażę i wykąpać się w ciepłym morzu. Tu czujemy się jak w domu. Tu jesteśmy u siebie. To nasze miejsce na Ziemii.