Po wejściu na teren starożytnych ruin czuje się jakby naprawdę przeniosło się 2500 lat w czasie. Pierwszym obiektem do zobaczenia jest Teatr Dionizosa. Siadam z ośmioletnią wówczas córką na kamiennych ławach i opowiadam jej o tym jak powstał teatr, jak aktorami byli tylko mężczyźni i odtwarzali role kobiece w maskach. O początkach kultury na świecie. Następnie przez Stoa Eumenesa docieramy do teatru Heroda. Ten jest do dziś używany. Wieczorem oświetlony przez wielobarwne reflektory musi robić niesamowite wrażenie. Jeszcze kawałek marszu po górę i ukazują się Propyleje. Wejście na szczyt Akropolu jest całkiem dobrze zachowane. Patrzymy na budowle, które powstały 2 i pół tysiąca lat temu. Na coś, co jakiś kamieniarz mozolnie wykuwał w skale w ogromnym upale na chwałę bogów. Wchodzimy schodami na górę i jest... chyba najsłynniejsza grecka budowla – Parthenon. Karmimy oczy niesamowitym widokiem. Tego nie da się opisać – to trzeba zobaczyć i przeżyć. Siedzimy sobie tam naprawdę długo bo każda chwila jest tego warta.
Oczarowani wspaniałymi budowlami w końcu postanawiamy zejść niżej. Idziemy przez Agorę grecką do muzeum. Pełne jest starożytnych naczyń, narzędzi i ozdób. Dzbany i misy tak charakterystyczne dla tej epoki, z ozdobnymi malowidłami, które do tej pory widziałem tylko w książce do historii tu mam na wyciągnięcie ręki. Kolejnym miejscem jest całkiem dobrze zachowana świątynia Hefajstosa. Szkoda że nie można wchodzić do środka, chroniłaby swym cieniem przed żarem lejącym się z nieba. Następnie zmierzamy do Agory rzymskiej z świetnie zachowaną wieżą wiatrów. Zachwyceni tym wszystkim co widzieliśmy wchodzimy do zabytkowej dzielnicy Aten – Plaka. Stare uliczki usiane są sklepami z pamiątkami oraz knajpkami, w których tłoczą się turyści. Po zmroku musi tutaj być cudownie. Powoli wracamy do samochodu, zatrzymując się po drodze w jednej z knajpek na późny obiad. Niestety musimy już wracać, bo w planie mamy jeszcze zobaczenie miejsca bitwy pod Termopilami.