Usiedliśmy wczesną wiosną nad mapą i patrzymy, patrzymy, patrzymy… Tu byłoby fajnie i tu, o i tutaj też nie byliśmy. W sumie uzbierało się kilka ciekawych lokalizacji, ale żadna z nich nie była jakaś powalająca. Szukamy po różnych liniach lotniczych skąd się tam dostać, jakie ceny biletów i nic się nie klei. A to trzeba kawał jechać samochodem na lotnisko, a to ceny biletów z kosmosu i tak jakoś nie ma komu podjąć decyzji. W pewnym momencie na stronie Easy Jet znajduję zakładkę „zainspiruj mnie”. Oczywiście z Polski nędza więc od razu patrzę na Berlin i pokazuje się mnóstwo kierunków. Wystawiam nos znad laptopa i pytam: „co powiecie na Maroko?” Chwila zastanowienia. Co wiemy o Maroko? Pustynia, wielbłądy, Berberowie, Góry Atlas, olejek arganowy, hmmm… ok będzie fajnie. Poszukaliśmy jakiś sensowny hotel (przynajmniej tak nam się wtedy wydawało) i zarezerwowaliśmy lot na połowę czerwca.