Bardzo szybko znaleźliśmy się w centrum po albańskiej stronie rzeki. Trochę się pokręciliśmy szukając miejsca do zaparkowania. Wszędzie pełno policji. Wreszcie zostawiamy samochód na głównej ulicy. Trochę strach z tymi wszystkimi bagażami, ale nic lepszego się nie trafia. Ruszamy w miasto. Pierwsze co rzuca się w oczy to ilość sklepów i to takich dobrych, których raczej się tu nie spodziewałem. Duży gwar na ulicach. Podchodzimy do mostu na rzece Ibar, która jest nieformalną granicą między zwaśnionymi dzielnicami tego miasta. Nagle to wszystko co nas otaczało, te tętniące życiem ulice, ucicha. Przy moście jesteśmy sami. Od strony muzułmańskiej wjazd na most jest zagrodzony wysokim ogrodzeniem z blachy. Przechodzimy niepewnie obok policjantów. Czy nas zatrzymają? Będą pytali o dokumenty? Dokąd idziemy? Nie, nic z tych rzeczy. Nie zwrócili na nas nawet uwagi. Przechodzimy na drugą stronę. Wchodzimy w inny świat. Po stronie serbskiej ma się wrażenie okupacji. To samo wysokie ogrodzenie z blachy, ale do tego ogromne betonowe bloki, uniemożliwiające wjazd na most nawet ciężkiego sprzętu i zerwany, zaorany asfalt. Sprawia to na nas przygnębiające wrażenie. Idziemy w głąb dzielnicy. Zupełnie inni ludzie. Wszyscy są jakby smutni, przygnębieni, zmęczeni nieustanną walką. Bardzo mały ruch. Szare domy, na których co kawałek wymalowane są propagandowe hasła typu: „Kosovo to Serbia – Krym jest Rosyjski”. Słynne samochody bez tablic rejestracyjnych, bo na serbskich blachach nie mogą jeździć, a kosowskich nie uznają. To właśnie przez nie wymagane jest dodatkowe ubezpieczenie, bo w razie wypadku tak do końca nie wiadomo z kim się go miało. Małe, zrujnowane sklepiki, w których jak zapłaciłem w euro, które jest oficjalna walutą Kosova, to właścicielka popatrzyła na ten pieniądz z dezaprobatą i wydała mi ostentacyjnie resztę w serbskich dinarach. Naprawdę ma się tam wrażenie, że są obrażeni na cały świat. Aż chciałoby się krzyknąć: „ludzie, dajcie spokój, cieszcie się życiem”. Ale oni cały czas walczą o przyłączenie ich z powrotem do Serbii. Opuszczamy to przygnębiające miejsce. Wracamy na stronę albańską. Znowu otacza nas wesoły gwar, kolory i uśmiechy ludzi, którzy nie myślą o wojnie. Przechodzimy w pobliżu dość dużego meczetu i kierujemy się w stronę auta. Żałuję że spędziliśmy tu tak mało czasu. Chciałbym dowiedzieć się więcej o tym miejscu. Porozmawiać z ludźmi po jednej i drugiej stronie rzeki. Jak oni to widzą. Czy jest szansa na zgodę miedzy nimi. Przesiąknąć tym miastem. Niestety czas nas goni bo chcę przed zmierzchem dojechać w góry. Z żalem wyjeżdżam, ale jeśli tylko nadarzy się okazja chciałbym tam wrócić na dłużej.