Na granicy standardowo, Serb pyta gdzie jedziemy, ale raczej go to nie interesuje. Kosowski pogranicznik zabiera paszporty i pokazuje żebym podjechał kawałek dalej i poszedł kupić polisę. Sympatyczne panie w budce same wypisują wszystkie dokumenty. Płacę 15 euro i z polisą i dowodem rejestracyjnym idę do straży granicznej. Sprawdza dokładnie czy wszystkie dane się zgadzają, oddaje paszporty i z taką jakby nutką dumy mówi „welcome in Kosowo”. Podoba mi się to. Jedziemy do Mitrowicy. Chcę zobaczyć najbardziej podzielone miasto, gdzie Serbowie i Albańczycy żyją po dwóch stronach rzeki Ibar. Jedziemy górską drogą, z zakrętu w zakręt więc za bardzo nie ma się gdzie rozpędzić. W pewnym momencie na środku drogi stoi policjant, który nas zatrzymuje. Zjeżdżam na pobocze i widzę następującą sytuację. Radiowóz z podniesioną maską i grzebiących w nim 2 policjantów, a trzeci na środku ulicy i zatrzymuje każdego kto nadjeżdża. Podchodzi do mnie i prosi o dokumenty. Daję mu paszporty i teraz taka rozmowa :) P – policjant, J – ja
P- speed limit
J – zdziwiony – ile?
P – pokazuje 4 palce
J – kiwam przecząco głowa – nie
P – auto dokument
J- daję i nie reaguję na niego
P – speed limit
J- pokazuję nawigację gdzie w tym miejscu jest 80 i dalej nie reaguję
P – speed limit
J – myślę sobie – człowieku powiedz cos innego i do policjanta – nie
P – speed limit
J – po polsku: przecież nawet nie masz radaru to skąd wiesz ile jechałem?
P – chyba zrozumiał słowo „radar” bo się zmieszał i pokazuje żeby otworzyć bagażnik
J – otwieram – pełno bagaży, na wierzchu standardowo płetwy, maska, fajka, jakiś sprzęt plażowy. Zawsze mam takie rzeczy na wierzchu. Ktokolwiek chce żebym otworzył bagażnik czy na granicy, czy policjant jak to zobaczy już nie chce grzebać dalej. Z boku mam schowany czteropak Heinekena na takie właśnie sytuacje gdyby się upierał. Ale tutaj miałem ubaw, chociaż tego nie okazywałem, a młody policjant czuł się coraz bardziej zażenowany.
P – patrzy na mnie i oczywiście… - speed limit
J – zamykam bagażnik i wsiadam do samochodu
P – przebłysk geniuszu, przypomniał sobie jak jest prawo jazdy po angielsku i mówi – driver licence
J – daje prawo jazdy i dalej nie reaguję na niego
P – ogląda prawko, oddaje i… a jakże :) - speed limit
J –myślę człowieku skończ już bo zaraz wybuchnę śmiechem
Ten jego „speed limit” trwał z dziesięć minut i chyba zrozumiał że nic nie ugra bo w końcu machnął ręką żebyśmy jechali. W międzyczasie zatrzymał kilka innych aut, których kierowcy cierpliwie czekali, aż skończy z nami. Może z nimi poszło mu łatwiej. Śmialiśmy się do samej Mitrowicy.