Popołudniu wjeżdżamy do Rumunii, pierwsze miasto – Oradea. Widzimy zrujnowane fabryki, stare Dacie 1100 z powybijanymi szybami, w których jedzie mnóstwo osób. Poza miastem krajobraz żywcem przeniesiony z połowy XX wieku. Przed każdym domem siedzi babuszka w chustce na głowie i gapi się na przejeżdżające samochody (taki model spędzania wolnego czasu – taka atrakcja). Furmanki na drodze to powszedni widok, co kawałek widać cygańskie pałacyki z dachami wyglądającymi jak cerkwie. No i psy, watahy bezpańskich psów, a może to wilkołaki??? Kto ich tam wie.