Dość duże wagoniki podjeżdżają co kilkadziesiąt minut. Na szczęście nie ma dużej kolejki i wjeżdżamy pierwszym, który przyjechał. Córka ma przestraszona minę, za to my z żoną nie możemy odkleić się od szyby podziwiając widoki. Za nami zostaje zielone o tej porze roku Chamonix, a w oczach rosną zaśnieżone Alpy. Wjazd na szczyt zajmuje około 20 minut, ale po drodze jest jeszcze stacja przesiadkowa. Jazda kolejką dostarcza dużych emocji, szczególnie kiedy wagonik zbliża się do podpór, a mijając je zaczyna mocno się chwiać. Mając chwilę między przesiadką wpatrujemy się w majestatyczne góry. Po chwili podjeżdża wagonik, który zabierze nas do górnej stacji. Na górze widoki są niesamowite. Jest fantastyczna słoneczna pogoda i widać bardzo daleko alpejskie szczyty. Wśród nich jest Mount Blanc – najwyższy szczyt Europy. Chodzimy w lodowych tunelach i po tarasie karmiąc oczy widokami. W sklepiku kupiliśmy pamiątki, miedzy innymi breloczek do kluczy z wagonikiem, który żona ma do tej pory mimo upływu tylu lat. Kiedy już ochłonąłem wjeżdżam (teraz już sam) windą wydrążoną w skale na górny taras. Jestem jeszcze wyżej i widoki są jeszcze wspanialsze. Jest to jedno z tych miejsc, które zapamiętam na zawsze. Było warto – naprawdę było warto.