Czy w ogóle da się zrozumieć Bałkany? Ten tygiel, w którym zmieszane są najróżniejsze narodowości, kultury i religie? Ogromny obszar, który kiedyś został wtłoczony na siłę w jeden kraj zwany Jugosławią, gdzie cały czas coś iskrzyło i sytuacja była ciągle napięta. Jak wiemy skończyło się najgorzej jak mogło, ale przeciętny człowiek ma problem z ogarnięciem o co tam w ogóle chodziło. Poza geoblogowiczami oraz ludźmi, którzy podróżują w tamte rejony i zjeździli Bałkany, ¾ społeczeństwa nie odróżnia Słowenii od Słowacji i dziwią się że tam jest morze, Macedonia dla nich to Grecja, a Czarnogóra to jakaś bajkowa kraina, która kojarzy im się ze Shrekiem. Do tego jeszcze Serbia, Chorwacja, Bośnia, Hercegowina, Kosowo i wszędzie zaznaczający swoją obecność Albańczycy marzący o Wielkiej Albanii. A w każdym z tych krajów, w każdym z tych narodów jest jeszcze podział na katolików, prawosławnych, muzułmanów i kto wie co tam jeszcze. Zapewne wielu słyszało o Bośniackich Serbach, ale ja dopiero po tej podróży zrozumiałem o co w tym chodzi.
Wykorzystując znajomości naszych znajomych wybór w tym roku był bardzo łatwy i padł ponownie na Chorwację. Tym razem południe tego kraju, a dokładnie Makarska. Jedziemy do Anety – polki, która związała swoje życie z tym krajem. Po drodze nie zabraknie przygód, bo droga jak zawsze pokręcona maksymalnie, tak aby jak najwięcej zobaczyć. Wytyczenie trasy nie było łatwe, ponieważ jak zawsze trzeba było wybrać to co najciekawsze z dużej ilości interesujących nas miejsc. W końcu po długich naradach i sprawdzaniu gdzie zdążymy dojechać powstał zarys naszej kolejnej wyprawy.