Standardowo rano budzę się i sprawdzam po ciemku, która godzina. Jest faktycznie rano. Wychodzę na korytarz hotelu zobaczyć jaka pogoda. Świeci piękne słońce, zapowiada się kolejny ładny dzień. Na śniadaniu już wiem co jest grane, co jeść co pić, czego się wystrzegać. Nauczony tym, że mauzoleum Mao Zedonga jest otwarte dość krótko wychodzę wcześniej z hotelu. Przychodzę na plac i widzę długaśną kolejkę do budynku. Myślę że będę stał tutaj wieczność, ale idzie sprawnie. Czytałem przed wyjazdem, że do mauzoleum nie można nic wnosić, żadnego bagażu, żadnych aparatów, kamer itp. Wiedziałem że po drugiej stronie ulicy jest przechowalnia bagażu, więc idę w tamtą stronę. Na przejściu dla pieszych zaczepia mnie jakiś Chińczyk łapie za rękę i biegiem ciągnie do przechowalni. Chwila, chwila, aż tak blisko ze sobą nie jesteśmy żeby po Pekinie chodzić trzymając się za ręce. Nie chcąc jednak tracić czasu na poznawanie procedur z pozostawieniem bagażu zdaję się na niego. Tak jak pisałem wiem że do mauzoleum nie można wnosić aparatów, ale jak to Polak, trzeba coś pokombinować, a może akurat się uda. Wyciągam więc aparat z plecaka, resztę daję Chińczykowi, a on jak taran wbija się w grupę ludzi oczekujących przed okienkiem i oddaje mój plecak do przechowalni. To jest właśnie to rozpychanie się, którego ja nie cierpię, a oni uskuteczniają gdzie tylko się da. Płacę za depozyt jakieś tam grosze i Taranowi 10 yuanów mimo że na początku chciał 20. I tak jest zadowolony. Wracam na plac i idę ustawić się w długą kolejkę. Przed wejściem do mauzoleum są bramki, gdzie każdy jest dokładnie przeszukiwany. Do tego stopnia że odbierają nawet zapalniczki i papierosy, a że każdy Chińczyk pali, leżą tego całkiem pokaźne stosy. Oczywiście znaleźli mój aparat, mimo że schowałem go głęboko w kieszeni i zostałem poproszony o wyjście. Co ciekawe telefon można mieć, a to że każdy telefon jest z aparatem nikomu nie przeszkadza. No to wracam do tej przechowani, daję kwitki i chcę tylko dołożyć aparat do plecaka, a pani mi pokazuje że cała procedura od nowa. Więc znowu do okienka gdzie kłębi się tłum chcący zostawić coś w depozycie i ponownie opłata. No tak, jak to Polak chciałem coś przekombinować i zostałem pokarany. Po tym wszystkim idę znowu ustawić się w tą kolejkę. Tym razem na bramkach bez problemu i przechodzę dalej. Za bramkami jeszcze dłuższa kolejka, prowadząca pomiędzy płotkami, aż do samego budynku. Po drodze można zakupić wiązankę białych kwiatów, którą składa się przed pomnikiem Mao. Mam wrażenie że te same kwiaty są sprzedawane po kilka razy dziennie, bo gdy się już nie mieszczą przy grobie są zbierane, a na stoiskach jakoś nigdy się nie kończą. Kolejka idzie dość szybko. Po wejściu do budynku rozdziela się na dwie strony i bez zatrzymywania przechodzi się obok kryształowej trumny, w której leży ciało wielkiego wodza. Co prawda są przypuszczenia że jest to woskowa figura, gdyż kiedy zmarł Mao, Chiny nie miały technologii balsamowania zwłok i prawdopodobnie nie udało się zachować ciała Mao w dobrym stanie, ale każdy Chińczyk wieży że jest to jego ukochany władca. W ich zachowaniu i spojrzeniach widać przemieszany szacunek, strach i wręcz nabożność. Wewnątrz budynku wartę honorową pełni kilkunastu żołnierzy więc nikomu nic głupiego nie przychodzi do głowy i mimo to że można wnosić komórki to nikt się nie odważy robić nimi zdjęć.