Jak w tytule. Po wylądowaniu jak okiem sięgnąć oprócz budynku lotniska wszędzie tylko piach. Do tego mocno wieje, co zresztą dało się odczuć przy lądowaniu, bo nieźle rzucało samolotem. Przed wylądowaniem dostaliśmy w samolocie kartki, na których należało wpisać swoje dane i miejsce pobytu w Maroku. W praktyce można tam było wpisać cokolwiek „Chata wuja Toma” bo i tak nikt tego nie sprawdza. Po przejściu przez panów w szklanych budkach, którym wydaje się że są bardzo ważni i robią groźne miny trzeba zmienić kasę żeby móc się dostać do miasta. Jak to na lotnisku kurs w kantorze jest bandycki więc zmieniamy tylko 50 euro na dirhamy. Opcje wydostania się z lotniska są dwie: bus/taksówka lub około 2 km od lotniska jest przystanek autobusowy. Różnica w cenie około 20 krotna. Tyle że spojrzałem na ilość naszych bagaży + to że nigdy nie wiadomo kiedy autobus przyjedzie i można spędzić na przystanku kilka godzin i poszedłem zagadać z kierowcami busów za ile nas wezmą. Busów zawsze stoi kilka bo hotele i biura podróży często mają w pakiecie transfer i zawsze można się do jakiegoś wkręcić. Mimo że dla kierowców to czysty zysk bo tak i tak mają zapłacone za trasę od kogoś innego, wszyscy chcą za 3 osoby 200 lub więcej dirhamów. W końcu po którejś próbie, machnąłem ręką i mówię że za chwilę przyjdziemy. Wracam do budynku lotniska, patrzę, a nasze walizki ciągnie jakiś beduin, a Kinga i Natalia lecą za nim. Podchodzę i pytam o co chodzi, a one mi mówią że wyszarpnął im z ręki i powiedział że załatwi transport. Jak mnie zobaczył trochę spuścił z tonu, ale twardo dalej ciągnie te toboły. Wpakował nas do innego busa niż ten z którym się dogadałem, ale cena ta sama więc wszystko mi jedno. No i się zaczęło. Staliśmy jeszcze jakieś dziesięć minut czekając na kogoś, a ten przez cały czas ujada w drzwiach bakszysz, bakszysz. W związku z tym że sam wyrwał te bagaże i wcale nie chciałem jego usług, a w kieszeni miałem same grube banknoty wcale nie miałem zamiaru dawać mu napiwku. W końcu kierowca nie wytrzymał i go pogonił. Wreszcie jedziemy do Agadiru. Podałem kierowcy do jakiego hotelu i zajęliśmy się oglądaniem świata przez okna. Około godziny jazdy z lotniska. Najpierw długo nic tylko pioch, kamloty, pioch, kamloty. Później jakieś miasto, slumsy, duży ruch bez jakiegokolwiek ładu. Każdy robi na ulicy co chce, no i dojeżdżamy do hotelu.