Zarezerwowaliśmy hotel **** więc wydawało nam się że będzie ok. No właśnie słowo „wydawało” jest kluczowe w całym Maroku. Na zdjęciach w necie wyglądał całkiem dobrze, ale były albo dobrze podkolorowane albo robione 10 lat wcześniej kiedy wszystko było nowe. Dość duży kompleks z parterową zabudową, ogrodami, ładnym basenem i znajdujący się przy samym pałacu królewskim. Tyle teoria, a w praktyce, delikatnie mówiąc nie wszystko odzwierciedlało stan rzeczywisty. Hotel przeznaczony na jakieś 300 osób zapełniony maksimum w 10%. Pokój który dostaliśmy no nie powalał, ale że wszystkie miały ten sam standard nie było sensu go zmieniać. Chwila na rozpakowanie, jakiś odpoczynek i idziemy rozejrzeć się po okolicy. Trochę się zakręciliśmy więc żeby wrócić chodzimy pomiędzy pustostanami i opuszczonymi budynkami. Oczywiście co chwila podchodzą najróżniejsi tubylcy i chcą nam opchnąć jakiś badziew. Kiedy wracamy robi się już ciemno, akurat pora na kolację. Do tej pory nie zrobili najlepszego wrażenia, będą mieli szansę poprawić swoje notowania na kolacji. Nie poprawili :( Wiecie że ważną częścią moich podróży jest kuchnia i zawsze staram się próbować najróżniejszych miejscowych potraw. Szwedzki stół bardzo ale to bardzo słaby, jedzenia bardzo mało i przygotowane w niesmaczny sposób. No cóż może ten pierwszy dzień taki słabszy, a dalej już będzie fajnie. Przed nami pierwsza noc na Afrykańskiej ziemi.