Wracając z wielbłądów byliśmy po tej stronie Agadiru po której znajduje się góra z napisem Bóg, król, ojczyzna. Miejscowi śmieją się, że wkręcają turystów że to napis coca-cola, fanta, sprite. Początkowo chcieliśmy wchodzić na górę, ale po przyjrzeniu się prowadzącym na nią ścieżką, daliśmy sobie spokój. Jest to jak najbardziej wykonalne, ale po całym dniu podróżowania perspektywa kilku godzin podchodzenia i schodzenia w palącym słońcu wydała nam się mało interesująca. Na szczycie góry znajdują się ruiny starej warowni. Warto tam też wjechać, żeby spojrzeć z góry na całe miasto, port, ocean i okolicę. Na parkingu gonią nas oczywiście beduini z wężami, małpami, osłami i czym tam jeszcze, żeby tylko zrobić sobie zdjęcie czy na czymś się przejechać. Stanowczo im odmawiamy i wchodzimy do kazby. Blada twarz naprawdę nie ma tam łatwo. Jesteśmy dla nich chodzącymi bankomatami, z których trzeba wyciągnąć jak najwięcej. Trochę kręcimy się po kazbie ale bardziej chowamy się przed wiatrem. Pod wieczór wracamy umęczeni do hotelu.