Nasz trzeci dzień z samochodem postanowiliśmy wykorzystać na podróż do Legziry gdzie znajdują się, a właściwie znajdowały słynne łuki skalne. Po kilku godzinach jazdy docieramy bez problemu na plażę. Idziemy nią kilkaset metrów po kamieniach i dochodzimy do pierwszego łuku. Jest ogromny, z jaskinią w środku. Spora grupa młodzieży urządziła sobie tam piknik. Przechodząc pod tym łukiem miałem wrażenie jego siły. Idziemy dalej do tego bardziej znanego – kopyta wielbłąda. Można go zobaczyć na wszystkich pocztówkach z Maroka. Faktycznie super wygląda. Rozkładamy się pod nim z ręcznikami i robimy sobie piknik. Trochę wchodzimy do wody, trochę kręcimy się po okolicy. Niestety łuk ciągle podmywany przez fale oceanu zawalił się w październiku 2016. Po około godzinie zbieramy się i idziemy w kierunku samochodu. Po drodze wstępujemy do knajpki na plaży i zamawiamy tajin. Sama nazwa tajin oznacza garnek, w którym przygotowane jest danie, a do gara możesz włożyć co chcesz. W praktyce są to najczęściej warzywa i jakieś mięso, które dusi się w tym garnku postawionym na grillu. Ponieważ dopiero zaczynali szykować kiedy się coś zamówiło, wziąłem z kurczakiem bo wiedziałem że najszybciej się zrobi. Przy wołowinie albo innym wielbłądzie mięso może robić się baaardzo długo. I tak czekaliśmy około 40 minut. Jak wszystko w Maroku, tak i to no dało się zjeść, ale jakiejś rewelacji nie było. Chyba widzieli że nie jesteśmy jakoś super zachwyceni , zresztą jak i reszta klientów, bo rachunek był od razu powiększony o 10% czyli o napiwek, na który raczej normalnie nie mogliby liczyć. Coś zjedliśmy więc spokojnie teraz możemy wracać do Agadiru.