Zima to najlepsza pora do planowania, szukania informacji i snucia marzeń o nowych miejscach, w których jeszcze nie byliśmy. Za oknem szaro, zimno, pada, wieje, a po głowie chodzą myśli związane z latem i wygrzewaniem się gdzieś na południu. Zacząłem łapać się na tym, że uzależniłem się od podróżowania. Po powrocie z jakiegoś wyjazdu potrzebuję około miesiąca żeby ochłonąć i już zaczynam kombinować gdzie będzie kolejny. Im więcej jeżdżę tym więcej jest miejsc do których chciałbym pojechać, zobaczyć. Im większa jest ilość mórz w których się kąpałem, tym większa staje się lista tych, w których chciałbym się jeszcze zanurzyć. Im więcej jest gór na które wszedłem, tym lista tych do zdobycia ciągle się powiększa. I właśnie moje myśli zaczynają krążyć wokół jednej z nich. Coraz bardziej i bardziej. Kiedy tylko jest wolna chwila ręce same wpisują kluczowe słowa w przeglądarkę i zaczynam czytać, oglądać zdjęcia. Chcę upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Dwa kraje na Bałkanach, w których jeszcze nie byliśmy i dwie góry do Korony Europy. Jeden z nich to najmłodsze państwo Europy. Rozdarte pomiędzy dwa narody, z których każdy twierdzi, że to on jest prawowitym gospodarzem tych terenów. Dwie kultury, dwie religie, dwa języki, dwie waluty i ludzie, którzy patrzą na siebie jak na wrogów. Historia uczy, że to nie może się udać na dłuższą metę. Tak, to Kosowo z najwyższą górą Deravicą. Drugi z krajów, w których jeszcze nie byliśmy to Albania. Albania kojarzy mi się z jednym: w okresie transformacji w Polsce, w latach 90-tych często było słychać w różnych wiadomościach że Polska jest w jakiejś dziedzinie na przedostatnim miejscu w Europie. Albania była zawsze we wszystkim ostatnia. Decyzja jest prosta, trzeba jechać to zobaczyć, póki jeszcze jest.