Znajomi, którzy wiedzą, że za długo na miejscu nie usiedzę, pytają dokąd tym razem. Kiedy mówię Kosowo i Albania widzę na ich twarzach rozczarowanie. Liczyli na coś bardziej spektakularnego. A ja wtedy mówię: a ilu znasz ludzi którzy byli w Kosowie? To taka sama egzotyka jak bym zapytał o Wyspę Wielkanocną.
Zaczynam przekopywać się przez relacje ludzi, którzy odwiedzili Kosovo. Nie jest tego dużo, nawet geoblog, który jest dla mnie niewyczerpywalnym źródłem informacji i inspiracji dla nowych kierunków, jest dość oszczędny. W internecie ciągle trafiam na te same opisy, które już widziałem wcześniej. Znalazłem relację z wejścia na Deravicę kilku chłopaków ze Śląska z 2013 roku. Opisali dokąd da się dojechać samochodem, gdzie się zatrzymali na nocleg i którędy wchodzili. Tego się trzymam. Nie wiem ile razy przejechałem i przeszedłem tą trasę z nimi na google earth. Na pewno wiele. Znalazłem też inne trasy na Wikiloc. Ta aplikacja później okaże się nieoceniona, ale dojdziemy do tego w kolejnych rozdziałach. Mam w głowie plan wyjazdu na kilka pierwszych dni. Co będzie dalej zobaczymy. Jednym z punktów, który przyczynił się do odwiedzenia Kosowa była obniżka obowiązkowego ubezpieczenia przy wjeździe do tego kraju. Pamiętam kiedy w 2011 roku wracaliśmy z Grecji i zatrzymaliśmy się w Skopje. Patrzę, a tu znaki na Prisztinę. Wyobraźnia zaczęła podpowiadać czołgi na ulicach, wojsko z bronią i takie tam. Pomyślałem: łooo… fajnie. Ale za wjazd do Kosowa trzeba było zapłacić wtedy 40 euro ubezpieczenia. Trochę drogo. Bodajże po dwóch latach cena spadła do 30, a obecnie to 15 euro.
W Albanii wejście na Korab było już dużo częściej opisane, większa ilość dostępnych kwater i w ogóle jakoś lepiej szło z tematem. Znaleźliśmy też miejscowość na wybrzeżu, w której zatrzymamy się na dłużej poleniuchować. Zastanawialiśmy się między kwaterą przy samym morzu, a hotelem na wzniesieniu oddalonym jakieś 1,5 km od morza. Jak dobrze że wybraliśmy ten hotel. Oj jak dobrze.
Dokupiliśmy trochę sprzętu campingowego, co tam komu brakowało, bo liczyłem się z tym, że może nam się trafić jedna czy dwie noce w namiocie. Kupiliśmy też jakiś bezsensowny przewodnik po Albanii, w którym oprócz kościołów i muzeów są poopisywane jakieś nieistniejące rzeczy. Takie typowe bla bla bla.