Do Trinidadu przyjeżdżamy około 17:00 i niestety okienko z rezerwacjami jest już nieczynne. Myślimy sobie spoko – powrotny autobus potrzebujemy na za 3 dni to jeszcze zdążymy zrobić rezerwację. Jeszcze nie wiemy jak bardzo się mylimy. Obok dworca pełno naganiaczy na taksówki, ale dziękujemy im i idziemy kilka ulic pieszo do naszej casy. Wieczorem idziemy przejść się uliczkami miasta. Wchodzimy na kolację do jednej z knajpek, gdzie odkrywamy nowe oblicze hamburgera. Możecie go zobaczyć na jednym ze zdjęć. W drodze powrotnej przyciąga nas zapach pieczywa i znajdujemy piekarnię. Po około 10 minutach czekania z pieca wyciągają gorący chleb. Mamy dzisiejszą kolację i jutrzejsze śniadanie. Do tego butelka Havana Club i Tu Cola i fajna noc na balkonie naszej casy. Następnego dnia idziemy ponownie pokręcić się po mieście. Pierwsze kroki jednak są na dworzec autobusowy zrobić rezerwację na powrót. Pan zajmujący się tym ma cały system rezerwacji w zeszycie w kratkę i mówi że najbliższe wolne miejsca do Hawany są za 4 dni. Słabo, bo za 4 dni to my już mamy być w Meksyku. Co robić? Weźmiemy taxi colectivo. Za Natalię normalnie mielibyśmy pół ceny w Viazulu, który i tak jest już drogi, a tu miejsce to miejsce, zapłacimy jak za dorosłego. W Trinidadzie średnio co 3 minuty ktoś pyta czy chcesz taxi, więc nie uszliśmy 100 metrów od dworca, a już ktoś nas zaczepia czy chcemy taxi do Hawany. No chcemy. Najpierw proponuje 30 CUC od osoby, ale mówimy że Viazul bierze 25 i szybko się zgadza na 25. Przypominam 1 CUC = 1 euro więc za 300 km mamy 75 eurasów do zapłaty. Trochę dużo, ale co robić. Idziemy do miasta. Odnajdujemy stoiska z wykonanymi na szydełku ciuchami, zabawkami zrobionymi z puszek po napojach i pamiątkami zrobionymi z czego tylko się da. Uwagę przykuwa torebka zrobiona z zawleczek od puszek. Oczywiście zahaczamy też o schody, które są jedną z głównych atrakcji Trynidadu. W drodze powrotnej do casy wchodzimy na podwórko, na którym jest coś w rodzaju baru. Zamawiamy tortille i to co dostajemy jest dla nas niemałym zaskoczeniem. Bułka z omletem w środku. No ok, niech będzie że to tortilla :) Bierzemy bagaże i idziemy w kierunku centrum złapać transport do oddalonej o kilka km La Boca. Pierwszy, którego zatrzymuję chce 10 CUC i nie chce nic opuścić, to my go opuszczamy. Zaraz pojawia się naganiacz taksówkowy i proponuje 7 CUC, mówię że za 5 weźmiemy. Jedno skinienie naganiacza i zza rogu wyjeżdża stara, rozklekotana Zastawa ze zbitą przednią szybą. Po 20 minutach jesteśmy pod domkiem w La Boca, w którym zostaniemy na 3 dni.