Z Sa Calobra jedziemy krętymi dróżkami po górach do Port de Soller. Panda daje radę, w sensie przejechała :) W Port de Soller czuje się wysoką półkę turysty. W porcie stoją wypasione jachty, w knajpach ceny też do tanich nie należą. Jest strasznie gorąco. Snujemy się to tu, to tam, ale jakoś tak bez pomysłu. Wszyscy się pochowali gdzieś w cieniu, bo żar leje się z nieba, a nawet listek na drzewie się nie poruszy. Oglądamy zabytkowe tramwaje, które co jakiś czas przyjeżdżają tutaj z Palmy. Po jakichś dwóch godzinach stwierdzamy że się zbieramy. Jedziemy dobrą drogą do Palmy. Długimi tunelami, którymi jeżdżą też te zabytkowe tramwaje. Nie wiem dlaczego ale wszystkie bramki po drodze są pootwierane. Normalnie ta droga jest płatna. Pod wieczór wracamy do naszej miejscowości i oddaję samochód. Facet z wypożyczalni nawet nie wyszedł go zobaczyć. Taki hiszpański luz.