Wjechaliśmy na obwodnicę miasta. Co kilka kilometrów są trzypasmowe zjazdy w kierunku osiedli, ale nie mamy pojęcia na który się kierować. Znaki z opisami są tylko po turecku. W końcu decyzja – zjeżdżamy następnym gdziekolwiek będzie on prowadził, bo inaczej zaraz miniemy Istambuł. Wbijamy w miasto. Mijamy osiedla, ale tak naprawdę nie mamy pojęcia gdzie jesteśmy, ani gdzie mamy jechać. Zatrzymujemy się na kolejnej stacji benzynowej, oczywiście mapy miasta nie mają. Postanawiamy złapać jakiegoś tubylca i wyciągnąć informacje. Po kilku próbach dajemy spokój. Nikt nie mówi w żadnym języku. W końcu gdzieś w jakimś warsztacie udaje nam się porozumieć. Pokazują nam na monitorze mapę, miejsce gdzie jesteśmy i którędy mamy jechać, żeby dojechać do centrum. Ruszamy we wskazanym kierunku. Po paru kilometrach jest znak „pisany po ludzku” kierujący do Błękitnego Meczetu. Teraz już bez problemu docieramy na miejsce. Zostawiamy samochód na parkingu i idziemy w miasto.