Po obiedzie zrobiliśmy sobie jeszcze spacer i zeszliśmy nad brzeg Morza Marmara oraz pokręciliśmy się po parku. Uzbrojeni w mapę miasta nie mogliśmy odmówić sobie przyjemności przejechania mostem nad Bosforem i wjechania do Azji. Mijamy kolejno dzielnicę Galata, następnie przejazd pięknym mostem o tej samej nazwie. Dalej Besiktas i wjazd na most łączący dwa kontynenty. Most jest ogromny. Po cztery pasy ruchu w obie strony, wydaje mi się że środkowy pas był ze zmiennym kierunkiem ruchu i w razie potrzeby mogło być nawet pięć pasów w jedna stronę a trzy w przeciwną. Jedziemy powoli, okna mamy pootwierane i cieszymy oczy wspaniałym widokiem. W pewnym momencie mijamy tablicę z napisem „WELCOME TO ASIA”. Na końcu mostu są bramki do pobierania opłat. Kolejka była dość spora, nie było jeszcze widać piktogramów z formą płatności więc ustawiłem się w pierwszą lepszą. Okazało się że ustawiłem się do bramki samoobsługowej gdzie chyba płaciło się jakąś kartą abonamentową dla tych, którzy często korzystali z mostu. Naciskam najróżniejsze guziki, nic się nie dzieje, słyszę za mną nerwowe klaksony. Wycofać się nie ma jak, zapłacić też nie. W końcu nie wiem jak i dlaczego szlaban podniósł się i przejechaliśmy. Zjeżdżamy pierwszym zjazdem z autostrady i zawracamy. Cel osiągnięty, wjechałem samochodem do Azji. W drodze powrotnej znowu cieszymy oczy wspaniałymi widokami. Na końcu mostu ponownie bramki, tym razem trafiamy do obsługiwanej przez człowieka pobierającego opłatę. A za bramką... to było dopiero coś. Na bardzo krótkim odcinku z chyba dziesięciu bramek droga zwężała się do dwóch pasów. Wszyscy niesamowicie się pchali i mi również udzieliły się typowe dla tubylców emocje. Klakson trąbił co chwilę. Przyjąłem to nie nerwowo tylko z uśmiechem, a co mi tam, niech mam trochę radochy i sobie potrąbię.