W porównaniu z Rumunią gdzie jedzie się ciężko w Serbii prawie przez cały kraj idzie autostrada. Kilometry szybko ubywają. Po drodze zatrzymujemy się na większej stacji benzynowej na obiad. Jest bardzo gorąco więc najpierw w sklepie kupujemy lody. Gamoń w kasie nie potrafił skasować karty. Rozejrzałem się i patrzę stoi bankomat. Najmniejszy nominał jaki dało się wypłacić to było 500 dinarów. Do tej pory nie mam pojęcia ile to było na złotówki. Kupiliśmy lody, jakieś kanapki i zostało jeszcze na obiad. Z menu niewiele dało się wyczytać więc zamówiliśmy plaskavicę nie mając pojęcia co dostaniemy. Okazało się że było to coś w rodzaju smażonego mielonego w formie gigantycznego klopsa tylko bez panierki. To coś zajmowało pół talerza, na drugiej połowie była wielka góra frytek. Najedliśmy się w trójkę jedną porcją. Danie było bardzo tłuste, mielone aż pływało w swoim tłuszczu, wieczorem wszystkich nas bolały brzuchy.