Geoblog.pl    robas    Podróże    Grecja 2011    Idziemy w miasto
Zwiń mapę
2011
17
cze

Idziemy w miasto

 
Węgry
Węgry, Budapest
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 567 km
 
Trochę to wszystko trwało i zrobiła się 18:00, może nawet później. Jest ciepły wieczór. Idziemy przez stare miasto, które nas zachwyca. Wszędzie pełno ludzi, którzy bawią się w miejscowych knajpach i parkach. Wreszcie docieramy nad piękny, majestatyczny Dunaj. Przy brzegu stoi mnóstwo statków wycieczkowych oferujących rejsy z ciekawym programem. Na rzece jest ich jeszcze więcej. Widzimy po drugiej stronie wzgórze z cudownie oświetlonym Zamkiem Królewskim i Basztę Rybacką. Na razie postanawiamy jednak pozostać po stronie Pesztu, chociaż atrakcji które chcemy zobaczyć jest tak dużo, że ciężko się opanować i nie biegać karmiąc oczy wspaniałymi widokami z miejsca na miejsce i jeszcze tam, i jeszcze tam. Kiedy docieramy pod budynek parlamentu robi się już zupełnie ciemno. Oświetlony sprawia niesamowite wrażenie. Siedzimy jakiś czas wpatrując się na przemian to w Parlament, to w Dunaj, to w przepiękne oświetlony Most Łańcuchowy i Wzgórze Zamkowe. W całym tym zachwycie i chęci zobaczenia wszystkiego na raz w pewnym momencie widzimy coś co każe nam zwolnić. Nad brzegiem Dunaju widzimy spokojnie siedzących ludzi, najczęściej z butelką wina i plastikowymi kieliszkami wpatrzonych w uroki swojego miasta. Zakochane pary mają czas tylko dla siebie, delektując się na przemian widokami, ciepłym wieczorem i tokajem. Nie muszą obawiać się że zaraz zza drzewa wyskoczy na nich straż miejska wlepiając mandat. To co tam jest normalnością, u nas jest obłożone karami. Przecież to nie oni stanowią zagrożenie wypijając kilka lampek wina w romantycznej atmosferze. Mimo że Węgrzy kochają pić wino w mieście nie widać kompletnie zalanych, zataczających się osób robiących awantury. Zazdroszcząc im tego spokoju idziemy na Most Łańcuchowy. Przechodzimy na stronę Budy. Jutro przyjdziemy tu zwiedzić Wzgórze Zamkowe. Wracamy ponownie mostem na stronę Pesztu i kierujemy się w kierunku knajpki którą polecił nam nasz poznany kilka godzin wcześniej Węgier. Zamawiamy zupę gulaszową – jest rewelacyjna. Gorąca, z dużymi kawałkami mięsa i bardzo pikantna. W kuchni używam dużo przypraw i lubię ostre jedzenie, czyli jeśli piszę, że była pikantna to naprawdę musiała palić w trzewiach. Zresztą kuchnia węgierska słynie z tego że jest bardzo ostra i dlatego jest moją ulubioną. Jest tam takie powiedzenie, że węgierska gospodyni robiąc obiad otwiera najpierw słoik papryki, a potem zastanawia się co do niego dodać. Po wszystkim zamawiamy sobie po lampce wina i rozkoszujemy się ciepłym wieczorem. Zakochaliśmy się w tym mieście. Uwiodło nas właściwie wszystkim. Wspaniałymi widokami, kuchnią, architekturą, atmosferą luzu i ciepłem. Obiecaliśmy sobie, że przy każdej okazji będziemy tu wracać i zatrzymywać się na dłużej.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
robas
Robert
zwiedził 17% świata (34 państwa)
Zasoby: 314 wpisów314 146 komentarzy146 3092 zdjęcia3092 39 plików multimedialnych39
 
Moje podróżewięcej
01.05.2019 - 03.05.2019
 
 
17.06.2018 - 29.06.2018