Jedziemy dalej piękną, malowniczą trasą w górach. Widoki są wspaniałe. Ponad nami po obu stronach drogi cudowne góry, a poniżej po lewej górska rzeka o fantastycznym turkusowym kolorze. Taki widok ciągnie się przez kilkadziesiąt kilometrów, a że droga jest kręta i wrażenia niesamowite nie ma co się spieszyć i jedziemy sobie spokojnym tempem. Czasami zatrzymujemy się w zatoczkach żeby pstryknąć kilka fotek lub zejść w dół do strumienia. Ten sielski nastrój pryska w ciągu jednej sekundy gdy cały nasz wyjazd może skończyć się bardzo nieoczekiwanie. Wyjeżdżając z jednego z zakrętów nagle zauważam na mojej drodze oberwaną skałę. Leżała w takim miejscu że nie było szans wcześniej jej zauważyć. Nie zdążyłem zahamować, a nie chciałem też uciekać na przeciwny pas w obawie że trafi nas coś z przeciwka. Liczyłem na to że uda nam się przejechać nad nią. Uderzyliśmy przodem i tylko starałem się żeby tyłem ześlizgnąć się po haku, w innym przypadku wyrwałoby pewnie cały zderzak. Łomot był jakby cały samochód się rozpadł. Zatrzymałem się kawałek dalej, niestety w tym miejscu było wąsko i nigdzie nie było pobocza. Zaglądam pod samochód, osłona silnika cała rozbita i wlecze się po ziemi. Z samochodu coś kapie. Miny mamy nietęgie bo to weekend, jesteśmy gdzieś w górach w Bośni, jeżeli będzie potrzeba ściągnąć jakąś pomoc to potrwa to bardzo długo. Jest jedna dobra wiadomość. Silnik pracuje, samochód jedzie. No to wsiadamy i jedziemy do pierwszej zatoczki. Tam podnoszę go na lewarku żeby przyjrzeć się dokładniej co się stało. Zrywam resztki osłony silnika i wkładam do bagażnika. Do tej pory nie wiem po co ją zabrałem, chyba adrenalina dała o sobie znać. Osłona spełniła swoją funkcję. Wzięła na siebie całe uderzenie i dzięki temu nic się nie stało. Pozostaje kwestia tego że coś kapie z samochodu. Próbuję odszukać co, ale niewiele widać. Badam palcami ciecz i już wiem że to nie olej. Wącham. Bez zapachu. Chłodnica nie, płyn hamulcowy nie. Biorę palec do ust, nie ma smaku. Zaglądam jeszcze raz pod spód i nagle wstaję z wielkim śmiechem. To po prostu klima się skrapla.
Dalej już bez przeszkód dojeżdżamy do Sarajeva, gdzie bez trudu odnajdujemy naszą kwaterę. Spędzimy tu dzisiaj niezwykły wieczór.