Wypoczęci postanowiliśmy pojechać do Omiśa na rafting górską rzeką. Zostawiamy samochód na parkingu, skąd busem z podczepionym pontonem górską drogą wjeżdżamy na miejsce, z którego rozpoczynamy spływ. Chcemy zabrać aparat żeby porobić fotki, ale nasz przewodnik mówi że możemy go zamoczyć, a on ma kamerę wodoszczelną i będzie robił zdjęcia i filmy w ciekawych miejscach więc zostawiamy sprzęt. Efekt tego jest taki że płyta, którą nam nagrał jest uszkodzona i nie mamy żadnych zdjęć, trudno. Początkowo płyniemy spokojnym strumieniem podziwiając widoki. W pewnym momencie na większym rozlewisku robimy postój i idziemy się kąpać. Po kilu minutach wkładam ręce do kieszeni spodenek i ze zgrozą wyjmuję kompletnie zalanego pilota do samochodu. Nie wiemy czy uda się otworzyć i odpalić auto. Płyniemy dalej górskim potokiem, czasami szybciej, czasami wolniej. W pewnym momencie dobijamy do brzegu i kawałek przechodzimy pieszo, a nasz przewodnik sam przepływa odcinek z niebezpiecznym wodospadem. Nie wiem czy faktycznie jest niebezpieczne czy tylko dmuchają na zimne, ale ponoć wszyscy sternicy w tym miejscu wysadzają turystów. Płyniemy dalej. Po kolejnych kilkunastu minutach dopływamy do skały, na którą można się wdrapać i skoczyć do strumienia. Z naszego pontonu tylko ja podejmuję wyzwanie. Z dołu skała nie wygląda na wysoką, może około 5 –6 metrów, ale po wdrapaniu się na nią można odnieść inne wrażenie. Skoczyłem. Fajnie było :) Kolejne kilkanaście minut i dobijamy do przystani, z której wracamy busem na nasz parking. Samochód udaje się otworzyć i odpalić, ale nie udaje się go już zamknąć. Możemy więc nim jeździć na kolejne wycieczki tyle że stoi otwarty. Dzwonię do rodziców żeby wysłali mi zapasowego pilota. Przesyłka dojdzie dzień przed powrotem do Polski.