Wyjechaliśmy dość wcześnie rano, tak żeby jeszcze mieć coś z tego dnia w Pradze. Przy okazji zabraliśmy znajomych, którzy też chcieli uciec na święta i jechali do Kudowy. Droga była puściuteńka więc szybko zleciało. Przejechaliśmy przez granicę, gdzie oczywiście w pierwszym sklepie zakupy alkoholowe, odstawiliśmy znajomych z powrotem do Kudowy i dalej do Pragi. Po czeskiej stronie pogoda zaczęła się psuć. Padało i mocno wiało, ale liczyliśmy że przejdzie. Źle liczyliśmy. W Pradze przywitała nas temperatura około 0 stopni, lodowaty bardzo silny wiatr i śnieg z deszczem padający poziomo. Poszukaliśmy hotel, wypakowaliśmy się i szkoda nam było reszty dnia, więc mimo fatalnej pogody pojechaliśmy do centrum. Zaparkowałem blisko starówki i pytam pierwszego napotkanego tubylca czy parkowanie jest płatne. Coś zaczął tłumaczyć, zrozumiałem tylko że „będzie pokuta” czyli mandat. Nie znalazłem w pobliżu niczego co by przypominało parkomat więc po prostu poszliśmy licząc, że nie dostaniemy pokuty. Na starówce akurat odbywał się jarmark wielkanocny. Pełno straganów z różnym jedzeniem, pamiątkami, ozdobami i co tam jeszcze. Oczywiście tłumy miejscowych i turystów, w tym pełno Japończyków robiących miliony zdjęć właściwie nie wiadomo czemu. Pokręciliśmy się trochę po starym rynku i poszliśmy na Most Karola. Właściwie to nie poszliśmy, tylko porwała nas rzeka turystów płynąca w tamtą stronę. Na moście wichura osiągnęła swoje apogeum. Szybki spacer w tą i z powrotem i prędko się schować na coś ciepłego do jakiejś knajpki. Zamówiliśmy najpierw grog i grzańca, potem coś zjedliśmy, jeszcze po piwku z wielkim preclem i zbieramy się do hotelu. Idziemy do samochodu i widzimy jak jacyś Niemcy coś tłumaczą policji, a na kole maja blokadę. Myślę sobie ciekawe jak u nas będzie. Przychodzimy, a tu pokuty nie ma... ufff.
Wróciliśmy do hotelu zrobiliśmy sobie gorącej herbaty i po jakimś czasie idziemy na kolację. W restauracji hotelowej (choć restauracja to słowo zdecydowanie na wyrost) jest kilkanaście osób z Polski. Widać nie tylko my mieliśmy taki pomysł. Posiłek dość marnej jakości, gotowe dania odgrzewane w mikrofali, która co chwilę robi „brzdęk” na zapleczu. Szału ni ma. Z drugiej strony czego wymagać za taką cenę. Wróciliśmy do pokoju, wypiliśmy po piwku i dzień się skończył.