Pierwszego dnia pokręciliśmy się jeszcze trochę w pobliżu hotelu, poszliśmy na promenadę, kąpiel w basenie i dzień się skończył. Kolejnego dnia ruszamy na plażę. Niezbyt okazała ale jest. Wyrąbana w zatoczce pomiędzy skałami. Podobno wysadzali skały żeby ją zrobić. Na plaży piasek koloru czarnego. Od razu się w nim wytarzałem i udawałem czarnego luda. Potem cały taki czarny prosto do oceanu. Woda – temperatura taki nasz Bałtyk. Jednak zimny prąd kanaryjski opływający wyspy robi swoje. Mimo że temperatura powietrza wysoka to woda taka że trzeba się ruszać. W związku z tym że piasek jest czarny to parzy niemiłosiernie, więc po plaży również trzeba się przemieszczać biegiem. Oczywiście jako „twardziele” nie bierzemy na plaży parasola. Taaa… Jeszcze tego nie wiemy, ale jest już dla nas za późno. Wieczorem czerwoni jak raki siedzimy w basenie żeby się schłodzić.
A teraz słów kilka o pogodzie na którą tam jest położony szablon. Dzień w dzień dokładnie tak samo. Od wschodu słońca do mniej więcej 11:00 słonko sobie świeci, jakieś tam chmurki wędrują po niebie. Następnie słońce przez jakieś 2 – 3 godziny jest trochę przysłonięte, ale nie przez pierzaste obłoki tylko to wygląda jak mgła tyle że nie jest na ziemi tylko gdzieś wysoko. Trudno to opisać. Nie robi się wcale chłodniej, a słońce opala i to jak. Po 14:00 ponownie mamy piękne czyste niebo. Jest to zapewne związane z różnicą temperatur między lądem a wodą. Temperatura dzień w dzień 30 stopni, w nocy 20. Podobno po północnej stronie wyspy jest o kilka stopni chłodniej ze względu na wulkan Teide, który wpływa na różnicę klimatu.