Po powrocie z targu stwierdziliśmy że dzisiaj zostaniemy nad basenem. Oprócz nas są może jeszcze z 3 osoby. Pierwszy raz widzę w hotelu wolne leżaki. Dlaczego tylko tylu gości? Zaraz się okaże. Basen kształtem całkiem ładny, podzielony na kilka mniejszych z jakąś zatoczka i palma pośrodku. Niby wszystko ok, tylko jak wejdziesz do wody to z zimna zaczyna aż telepać. Nie wiedzieć dlaczego co chwile spuszczają wodę i dolewają zimnej z węża. Do tego jest jej jakieś 30 – 40 cm za mało i wokół ma się wysoki brzeg. No dobrze woda zimna to chociaż na leżaku się poleży osłoniętym od wiatru. No niby tak, ale pamiętacie mewy z poprzednich wpisów? Cały czas się drą i srają w locie więc co chwilę dostaje się jakimś glutem. Co za kraj. Ale się wpakowaliśmy. Aaa zapomniałbym jeszcze o animatorach. Jest ich dwóch, a w holu przy recepcji wisi rozpiska jakie atrakcje oni organizują. Czego tam nie ma łłłooo… Cały dzień zajęty. Tylko że panowie animatorzy pojawiają się na widoku publicznym 2 razy dziennie: na śniadanie i na kolację. Resztę czasu spędzają zamknięci w jakimś magazynku, a jak ktoś się do nich dobija to co najwyżej mu piłkę kopną, żeby dał im spokój. Nad basenem jest jeszcze bar. Poszliśmy do niego raz i wystarczyło. Chyba nikt nigdy tam nie zaglądał. W barze siedzi jakiś beduin i śpi. Budzimy go, a on cały taki zaspany próbuje dojść do siebie i coś ogarnąć. Pytam czy jakieś zakąski, kanapki czy w ogóle coś do jedzenia ma? Ale w trakcie zadawania pytania widząc jak to wszystko wygląda sam sobie na nie odpowiedziałem. Widzę że coś zaczyna szukać po szafkach, jedna, druga, trzecia i zastanawiam się co on robi? Jakąś otwartą paczkę chipsów z myszą w środku mi wyciągnie czy co? Znalazł. Podaje mi jakąś kartkę wyblakniętą od słońca z drinkami. Patrzę 3, słownie trzy butelki stojące za nim na półce, w których coś tam jest na samym dnie. Pewnie osiemnaście razy woda dolana, a to wszystko w pełnym słońcu. Moja mina była bezcenna.