Stary Peugeot 306 robiący za taxi colectivo podjeżdża jeszcze po jedną osobą do Trynidadu. Komplet 5 osób + bagaże robią swoje, ale auto jakoś daje radę. Cena jak za Viazul, tyle że nie ma ulgowego dla Natalii tylko normalna stawka. Za nas troje 75 CUC. Jak już pisałem, transport na Kubie to jedna z najdroższych rzeczy. Po drodze na postoju próbuję przekonać kierowcę, żeby nie zawoził nas do Hawany tylko podjechał na Playa del Este. Nie chce jechać, bo ma już umówiony powrót. Szkoda. Jest jeden plus. Viazulem wleklibyśmy się cały dzień, a tu jesteśmy w 4 godziny na miejscu. Szkoda tylko że zamiast nas najpierw wyrzucić w centrum, jedziemy odstawić jedną osobę na lotnisko. Zeszło dodatkowo trochę czasu. Kierowca proponuje, że może nas podwieźć gdzie chcemy w Hawanie. Ale na plażę już mu za daleko, no to mówimy żeby nas wysadził pod Kapitolem. Idziemy na lody i kombinujemy co dalej robić. Szkoda dnia i do tego jesteśmy ze wszystkimi bagażami więc szwendanie się po mieście nie będzie fajne. Jest pomysł – idziemy do Pepe, u którego mieszkaliśmy 3 dni na początku pobytu w Hawanie. Pepe wita nas radośnie, ale mówi że nie ma wolnych pokoi. Tłumaczymy mu, że chcemy tylko zostawić bagaże na kilka godzin, a my pojedziemy na plażę. Nie ma problemu. Zostawiamy toboły i ponownie jedziemy na najfajniejszą plażę.
Znowu jesteśmy w miejscu, które podobało nam się najbardziej na całej Kubie. Znowu leżymy pod palmami, przesypujemy drobniutki piasek przez palce, słuchamy szumu morza i kąpiemy się w ciepłej wodzie. Jesteśmy coś jakby w raju. Wieczorem wracamy do Hawany, ale już nie autobusem. Bierzemy taksówkę – starą ładę, której kierowca dumny jest z radzieckiego auta i ściga się ze wszystkimi po drodze udowadniając jaki wspaniały ma samochód. Różnica w cenie za przejazd autobusem 1 CUP czyli 0,17zł, a taksówką po negocjacjach 12 CUC czyli 50zł. Powalające
Wieczorem idziemy jeszcze ostatni raz przejść się po centrum. Nacieszyć oczy pięknie oświetlonym Kapitolem i starymi samochodami. Są rewelacyjne.