Po wyjściu z lotniska udajemy się na znaną nam już stację metra. Tym razem nie ma już takiego tłoku, jesteśmy już po porannym szczycie. Metrem jedziemy na północny dworzec autobusowy (autobuses del norte). Przed dworcem oczywiście pełno straganów z jedzeniem. Kupuję tortillę z mięsem i świeżą zieleniną. Do tego ostry sos. Nieźle kopie – naprawdę ostry. Po wejściu na dworzec w lewo do końca i przy stanowisku Autobuses Teotihuacan kupujemy bilety. Cena biletu 100 peso w dwie strony, dla dzieci do 12 lat zniżka 50%. Natalię przepchnęliśmy, nikt nie sprawdzał ile ma lat. Autobusy jeżdżą dość często, czas jazdy około godziny. Do autobusu co chwilę wsiada ktoś sprzedający co popadnie: wodę, lody, czekoladę, pamiątki, i kilka ulic dalej wysiada. Na koniec wtarabaniły się grajki, które coś tam brzdąkały i śpiewały, ale bardziej robili hałas niż muzykę.
Wejście do Teotihuacan 70 peso normalne, Natalię wpuścili za darmo, nie drążyliśmy tematu do ilu lat jest za free, żeby się nie rozmyślili. Wejść jest kilka, my wchodziliśmy tym najbliżej Cytadeli ze Świątynią Quetzalcoatla (Pierzastego Węża). Robi wrażenie. Piramida posiada liczne zdobienia wyobrażające głowy bogów. Następnie idziemy Aleją Umarłych przez całe miasto Azteków i docieramy do Piramidy Słońca. Można na nią wejść. Z dołu wydaje się to dość trudne ze względu na strome schody, ale kiedy już się idzie wcale nie jest źle. Szybko pokonuje się kolejne poziomy, by wreszcie stanąć na szczycie piramidy. Kiedy pomyślałem sobie, że dawniej mieli wstęp tutaj tylko najwyżsi kapłani, a dziś stoję ja i do tego ten imponujący widok z góry, to na prawdę warto. Widać całe miasto i wszystko jeszcze daleko dalej. Super. Z żalem schodzimy na dół i idziemy do Piramidy Księżyca. Na nią również można wejść, ale już tego nie robimy. Po około 3 godzinach przez liczne stragany z pamiątkami wychodzimy z zupełnie innej strony.
Szybko ogarniamy gdzie autobus i jak podjechał w inne miejsce to ktoś do mnie woła „amigo” wskazując nasz autobus. Miło mi się zrobiło za tego „amigo”. W drodze powrotnej taka sytuacja. Na jednym ze skrzyżowań wsiada do autobusu dwójka policjantów i każdego po kolei filmują kamerą. Na początku myślałem że może kontrolują kto wjeżdża do miasta, ale to by nie miało sensu. Raczej miał oprogramowanie do rozpoznawania twarzy poszukiwanych i szukali na chybił trafił.