Przed nami wielogodzinny lot do Amsterdamu. Mamy za sobą nieprzespaną noc na lotnisku w Hawanie, kolejna byłaby teraz z Meksyku do Amsterdamu, w Holandii lądujemy o 17:00 i mamy 800km do domu czyli kolejną całą noc jazdy. Muszę się przespać inaczej wylądujemy na jakimś słupie bo zasnę po drodze. Po wejściu do samolotu biorę tabletkę nasenną, mówię dziewczynom żeby mnie nie budziły, a jak będzie karmienie, to niech wezmą dla mnie cokolwiek. Zjem jak się obudzę. Zanim zamknęły się drzwi samolotu ja już spałem. Obudziłem się gdzieś w połowie lotu całkiem rześki. Uff… udało się, pospałem trochę. Zjadłem coś, wypiłem dwie kawy i doprowadziłem do stanu używalności. Kiedy lądowaliśmy w Amsterdamie ze zgrozą zobaczyłem śnieg. A jeszcze kilka godzin temu było tak pięknie i smażyliśmy się w upale. Pół biedy ja, ale na twarzach niektórych meksykanów dopiero widziałem zaskoczenie kiedy zobaczyli śnieg prawdopodobnie pierwszy raz w życiu.