Ranek wita nas ładną pogodą i temperaturą około 10 stopni. Dzisiaj w planie długi spacer po mieście. Jedziemy metrem klika stacji i zaczynamy od spaceru promenadą wzdłuż nabrzeża. Z metrem w tym mieście też jest taka historia, że różne linie należą do różnych… nazwijmy to „korporacji” i nie honorują nawzajem swoich biletów. W efekcie jak jesteście na chwilę i pojedziecie tylko kilka razy lepiej za każdym razem kupić pojedynczy bilet żeby się nie naciąć.
W oddali widać zarys wyspy Capri. Pamiętam z czasów dzieciństwa oranżadę o tej nazwie. Wtedy Capri wydawała mi się jakąś mityczną krainą gdzieś na końcu świata. Teraz widzę mało atrakcyjny kawałek skały wystający z wody i czar prysł. Po dojściu do końca promenady wchodzimy w wąskie uliczki starego miasta. Znajdujemy na naszej trasie dużo markowych sklepów. Co ciekawe w większości z nich przy drzwiach stoi ochroniarz, który niechętnie wpuszcza klientów do środka. W pewnym momencie napotykamy młodzież świętującą nadchodzące walentynki i razem z orkiestrą i kolorowym pochodem idziemy na Piazza del Plebiscito. Chwila odpoczynku i zaczynamy ostre podejście do najwyżej położonej budowli – zamku św. Elma. Wydaje się że schody ciągną się w nieskończoność. Ludzie którzy mieszkają gdzieś pośrodku tego podejścia muszą mieć niezłą kondycję. Wreszcie docieramy na szczyt. Ogromne surowe zamczysko, ale widoki z góry na całe miasto rekompensują trudy wspinaczki. Po nacieszeniu oczu widokami zaczyna się ostre zejście w dół. Kiedy schodzimy do cywilizacji trafiamy na stragany z lokalnymi wyrobami. Idziemy też na kawę i ciacho do jednej z niezliczonych kafejek. Odnajdujemy miejscową katedrę i ulicę pełną małych sklepików z najróżniejszym asortymentem.