Plan był taki że mieliśmy jechać na Monte Cassino, ale ceny biletów na Flixbusa były zaporowe więc odpuściliśmy. Mam ogromny sentyment do tego miejsca jeszcze ze szkoły podstawowej. Zawsze kiedy jestem we Włoszech chcę tam pojechać i jak do tej pory mi się nie udało. Jedziemy więc na Wezuwiusz. Pogoda dzisiaj gorsza, bo trochę popaduje. Podmiejską kolejką circumvesuviana dojeżdżamy do stacji Ercolano Scavi, skąd jedno tylko biuro oferuje wjazd na Wezuwiusz. W tym miejscu myślę że pora wrócić do dziwnych rozwiązań w różnych tematach w Neapolu. Z poprzednich wpisów pewnie pamiętacie jeden autobus z lotniska, różne linie metra nie współpracujące ze sobą i teraz jedno jedyne biuro oferujące wjazdy na Wezuwiusz. Odpowiedź nasuwa się sama. Mafia neapolitańska trzyma łapę na wszystkim co przynosi dochód, a turystyka jest bardzo dochodową gałęzią gospodarki w tym mieście. Kupujemy więc bilety 10 euro autobus + 10 euro wejście. W momencie kiedy wysiadamy z autobusu na parkingu zaczyna prószyć śnieg. Wraz ze wzrostem wysokości pada i wieje coraz mocniej, a gdy stajemy przy kraterze mamy już burzę śnieżną na tyle mocną że nie widać dna wulkanu. A to się nam trafiło. Uciekliśmy przed zimą z Polski, a tu jedyne tej zimy opady śniegu na południu Włoch. Postaliśmy, popatrzeliśmy na białe, oszalałe płatki śniegu, wzięliśmy kamyk do skrzynki z kamykami z różnych gór i wracamy do autokaru bo co tu robić. Zjazd bardzo ale to bardzo powoli krętą drogą.