Po kolejnych kilku dniach błogiego lenistwa na plaży wybraliśmy się na wycieczkę do oddalonego o kilka kilometrów Porto Cristo. Żeby urozmaicić sobie drogę postanowiliśmy w jedną stronę pójść pieszo nad brzegiem morza. Wyszliśmy wcześnie rano, bo około dziewiątej słońce już nieźle paliło. Początkowo przez miasteczko, a następnie wąską ścieżką wśród skał nad brzegiem. Czasami szliśmy wysokim urwiskiem, by po chwili zejść do jakiejś zatoczki nad samą wodę. Widoki wspaniałe, krystalicznie czysta woda, ale mimo wczesnej godziny słońce już mocno operowało. Żeby dojść do jaskiń trzeba jeszcze przejść przez całe miasteczko. W końcu docieramy. Po wejściu do jaskini przyjemny chłód. Widać mnóstwo ogromnych nacieków, kolejne sale robią wrażenie. W największej w której gromadzi się woda jest coś w rodzaju amfiteatru i odbywa się koncert z łódek. Światła są pogaszone i tylko jest podświetlona woda. Super klimat o ile obok ciebie z jednej strony nie ryczy jakiś dziecior, a z drugiej jakaś tępa baba świeci telefonem po oczach. Całość od wejścia do wyjścia zajmuje około godzinę. Powrót do Sa Coma już autobusem i zaraz lądujemy w hotelowym basenie.